O bańce spekulacyjnej mówimy wtedy, gdy cena aktywa rośnie wyłącznie lub przede wszystkim dlatego, że inwestorzy spodziewają się w przyszłości dalszych wzrostów. Wiele mogłoby wskazywać, że z taką sytuacją mamy obecnie do czynienia na rynku złota.
Od 2008 roku, w związku z wysoką ceną szlachetnego metalu, spada jego zużycie w przemyśle jubilerskim, jak i w innych branżach. Rośnie za to zapotrzebowanie ze strony inwestorów – w 2007 roku stanowiło 19% popytu, a w 2008 już 30%. O jedną czwartą, do 320 ton wzrósł popyt ze strony ETF (funduszy inwestujących w fizyczne złoto bez użycia dźwigni). Ta tendencja zdecydowanie nasiliła się w pierwszych miesiącach 2009 roku.
Do ETF-ów napłynęło od stycznia już 470 ton, czyli 150 ton więcej niż w całym 2008 roku. Całkowity zasób złota zgromadzonego w tych funduszach przekroczył niedawno 1500 ton. Największy z nich – SPDR Gold Trust jest już szóstym na świecie posiadaczem złota – ma go więcej niż szwajcarski bank centralny. Import zaś ze strony krajów tradycyjnie kupujących duże ilości złota, przeznaczanego na wyroby jubilerskie, drastycznie się zmniejszył na skutek kryzysu i wysokiej ceny metalu. Indie, największy konsument kruszcu, które w pierwszym kwartale 2008 roku zaimportowały 62 tony, w pierwszych trzech miesiącach 2009 roku sprowadziły jedynie 2 tony. W kwietniu nastąpiło pewne ożywienie, ale liczba 400 ton zaimportowanych w zeszłym roku wydaje się zupełnie nierealna. Podobna sytuacja ma miejsce w Turcji.
Przeciwko cenie złota działa też, pierwszy od czterech lat, wzrost produkcji, o skromne 0,9%, a także zapowiedziana na szczycie G20 sprzedaż złota z rezerw MFW. Fundusz ma upłynnić kruszec za sumę 6 miliardów dolarów, czyli przy dzisiejszej cenie ponad 200 ton, na przestrzeni najbliższych trzech lat.
Dlaczego w takim razie inwestorzy masowo kupują aktywo, które generuje koszty (min. magazynowania), nie dając żadnych przychodów? Najczęściej wymienianym argumentem za dalszym wzrostem ceny złota jest spodziewany wzrost światowej inflacji związany z działaniami banków centralnych i rządów zmierzających do złagodzenia skutków kryzysu oraz możliwą monetaryzacją zadłużenia w gospodarkach zachodnich (szczególnie amerykańskiej).
Nie są to sprawy błahe – niektóre działania banków centralnych napawają poważnym niepokojem, jak choćby, niespotykany od II wojny, zakup obligacji skarbowych przez Fed. Dlatego nie można powiedzieć, że na złocie mamy po prostu bańkę, gdyż oczekiwania wzrostu jego ceny mają mocne fundamenty.
Perspektywa zagrożenia inflacyjnego jest jednak odleglejsza w czasie niż wielu inwestorów na rynku złota się spodziewa. Prognozy inflacji czy to banków, czy to wzięte z rynku obligacji, wskazują, że w najbliższych dwóch latach utrzyma się ona na poziomie poniżej 1%. Taki obrót spraw może zniechęcić świeżych nabywców złotych certyfikatów i wywołać gwałtowny odpływ środków z ETF-ów nagromadzonych w czasach kryzysu. Tak stać się może szczególnie wtedy, gdyby ożywienie gospodarcze nadeszło szybciej, co zachęciłoby inwestorów do kupna innych aktywów. Nie widzę więc perspektyw dla wzrostu ceny złota w krótkim terminie. Spodziewałbym się raczej jej spadku do poziomu ok. 800 dolarów za uncję.
Nie oznacza to jednak, że złoto w dłuższym okresie okaże się złą inwestycją. Gdy ceny nieco się obniżą, ożywi się popyt jubilerski, przez co ryzyko większych spadków jest poważnie ograniczone. Wyprzedaż rezerw MFW będzie zaś co najmniej zrównoważona zakupami ze strony banków centralnych innych krajów min. Rosji, Wenezueli i Ekwadoru.
Z kolei spadek deficytu handlowego Stanów zjednoczonych powoduje, że kraje ościenne będą miały mniej środków na zakup amerykańskiego długu,
co przy gwałtownie rosnących potrzebach pożyczkowych wymusi na Rezerwie Federalnej dalsze zakupy obligacji, co prędzej czy później wywoła presję inflacyjną. Nie wierzę przy tym obietnicom Bena Bernanke, że jak tylko kryzys finansowy dobiegnie końca, ściągnie z rynku nadmiar podaży pieniądza. Z tą bowiem jest trochę jak z pastą w tubce – łatwo jest nacisnąć, by wyszła, ale trudno umieścić ją tam z powrotem.
Maciej Bitner
Wealth Solutions