Na rynkach finansowych próżno szukać optymizmu. To jeszcze nie Eurogeddon, jednak złe wieści ze Starego Kontynentu już od kilku tygodni przekładają się na spadek notowań akcji. Jak na tym tle prezentują się inwestycje alternatywne?
Czarne chmury nad Europą
Hiszpania, czwarta gospodarka strefy euro coraz częściej wskazywana jest jako kolejny kandydat do (kontrolowanego) bankructwa. Od początku roku kraj tkwi w recesji, rosną koszty obsługi zadłużenia, bezrobocie sięga 25 procent, a sektor bankowy potrzebuje nawet 80 mld dolarów dokapitalizowania. Inwestorów martwi również Francja, która po prawdopodobnym zwycięstwie Francois Hollande’a w wyborach prezydenckich najwyraźniej nie zamierza dalej zaciskać pasa na wzór Niemiec, lecz poszuka innej drogi wyjścia z kryzysu.
Niepojące informacje już od kilku tygodni nadgryzają portfele inwestorów. WIG20 od tegorocznego szczytu z początku lutego stracił ponad 6 procent. Niemiecki DAX również znajduje się w defensywie – od połowy marca spadł o ok. 5 procent. Zadyszki dostał, wyjątkowo silny dotychczas, rynek amerykański – S&P 500 nie może pokonać poziomów z początku kwietnia. Od szczytu pod koniec lutego blisko 7 procent traci złoto, które nie sprawdza się w roli bezpiecznej przystani na trudne czasy i od września ubiegłego roku zachowuje się tak jak inne ryzykowne aktywa.
Akcje, obligacje, waluty czy towary, a więc wszelkiego rodzaju instrumenty finansowe, silnie reagują na bieżące „newsy” z realnej gospodarki. W przypadku inwestycji alternatywnych (pod tym pojęciem rozumiemy fizyczne obiekty, które mogą być lokatą kapitału) sytuacja wygląda inaczej. Ceny w większym stopniu zależą od relacji popytu i podaży na poszczególnych rynkach, niż od sytuacji w szeroko rozumianej gospodarce.
Rekordy na aukcjach
Jednym z największych rynków alternatywnych jest z pewnością rynek sztuki. Jeśli kondycję giełd mierzyć liczbą i wartością debiutów to w świecie sztuki takim barometrem są aukcje. A tu dzieje się sporo. W lutym tego roku dom aukcyjny Christie’s przeprowadził aukcję dzieł impresjonistów i sztuki nowoczesnej sprzedając obiekty o wartości 214 mln dolarów. To prawie dwa razy więcej niż oczekiwano. Aż 28 dzieł sprzedano za ponad 1 mln dolarów, a rekordowe 30 mln dolarów zapłacono za rzeźbę Henry’ego Moore’a.
Optymizm kolekcjonerów nie był jednorazowy. 2. maja na aukcji Sotheby’s w Nowym Jorku sprzedano dzieła sztuki za 330,6 mln, wśród nich słynny „Krzyk” Edvarda Muncha za kwotę 119,9 mln dolarów. Obraz norweskiego artysty pobił tym samym rekord cenowy wśród dzieł sprzedanych na aukcjach, należący dotąd do Pablo Picassa (dwa lata temu 106,5 mln dolarów zapłacono za obraz pt. „Naga, zielone liście i biust”). Oba największe domy aukcyjne – Sotheby’s i Christie’s w pierwszej połowie maja chcą sprzedać dzieła sztuki za 1,5 miliarda dolarów!
– Popyt na dzieła z najwyższej półki, w cenach powyżej 1 mln dolarów, jest stabilny zarówno w dobrych, jak i złych czasach. Wynika to stąd, że poziom zamożności kluczowych nabywców nie zmienia się znacząco, nawet w czasach kryzysu – mówi Oiliver Shuttleworth z firmy doradczej Watehouse&Dodd. Dodajmy, że rekordową cenę za wspomniany obraz Picassa zapłacił prawdopodobnie rosyjski oligarcha Roman Abramowicz, którego majątek szacuje się na 12 mld dolarów.