Druga połowa ubiegłego tygodnia zaowocowała pierwszymi poważnymi problemami strony popytowej. Sforsowanie bariery 1800 pkt na indeksie 20 czołowych spółek to nie przelewki. Przy dużej aktywności podaży w ciągu dwóch ostatnich sesji tygodnia oddalono się od niej na ponad 100 pkt. Pokonanie 40 proc. od dołka notowanego ledwie dwa miesiące temu działa niektórym na wyobraźnię i nie dziwi chęć zatrzymania tak pokaźnych zysków.
W skali minionego tygodnia WIG20 stracił 4,85 proc., w czym przemożne „zasługi” położyło piątkowe obsunięcie. Kondycji dwumiesięcznej fali wzrostowej nie powinno zaszkodzić zejście indeksu nawet do 1570-1580 pkt, poniżej których umiejscowiona jest trzysesyjna wyspa odwrotu (dzienny wykres świeczkowy) mająca wymowę silnego wsparcia. Tam powinny czaić się masywne zasieki ustawione przez kupujących.
Relatywnie mocniej zachował się segment MiŚ mierzony wskaźnikami mWIG40 i sWIG80, których tygodniowy ubytek wartości oscyluje wokół 2 proc. Jeśli jednak flagowe spółki naszej giełdy poddadzą się dalszej korekcie (co ma właśnie miejsce podczas dzisiejszego porannego handlu), to silnie wygrzane kursy licznych małych walorów skazane będą na kilkunastoprocentową grawitację. Panoramicznie patrząc, dwa mierniki średnich i mniejszych spółek zjechały od szczytów hossy do dołków bessy o ponad 70 proc., zatem w niedawnej relatywnej sile nie ma co doszukiwać się większych podniet, gdyż odbicie nadal wygląda karłowato. Niedługo rozkwitający sezon wyników za I kwartał br. unaoczni, w których przypadkach te imponujące pojedyncze rajdy cenowe były fundamentalnie uzasadnione.
Za Atlantykiem natomiast zanotowano szósty z rzędu tydzień wzrostów. Jednak wobec natłoku (zignorowanych!) złych danych z ubiegłego tygodnia bardzo wzrosło ryzyko przerwania tej sielanki poprzez solidną korektę. Jej bliskość zdradza fakt, iż indeks S&P500 zdołał odwinąć już całe 200 pkt od dna z końca lutego, co równoważnie oznacza niwelację niemal ćwierci całej półtorarocznej fali bessy. Zarówno dynamika produkcji przemysłowej, jak i uporczywe trwanie rynku nieruchomości na równi pochyłej, tudzież zjazd marcowej sprzedaży detalicznej pokazują, że recesja zdołała się solidnie okopać, a pojedyncze „zielone pąki” ożywienia to za mało na pełnoprawną, trwałą giełdową wiosnę.
Zapędy kupujących przechodzą właśnie weryfikację za sprawą prezentacji kwartalnych wyników finansowych spółek. Ten tydzień to prawdziwy deszcz informacji w tym temacie. Już dziś swymi dokonaniami pochwalą się takie tuzy jak: IBM, Bank Of America czy Texas Instruments, jutro m. in. Bank Of New York, Coca Cola, Du Pont, Merck, Yahoo. Środa to wieści z Apple, AT&T, Boeinga, eBay, natomiast czwartek upłynie na trawieniu rezultatów Microsoftu. Jeśli suma sumarum reakcje inwestorów nie będą paniczne i nawet ewentualne fatalne wyniki nie zostaną skarcone silną wyprzedażą, to można będzie pochwalić determinację rynku w parciu do wzrostów. Mimo wszystko nawet przy sprzyjającym scenariuszu uważam, że rejon 920-940 pkt na indeksie S&P500 pozostanie tej wiosny kolczastym drutem nie do sforsowania.
Od strony makroekonomicznej rozpoczynający się tydzień jest dość ulgowy. Większy ciężar gatunkowy spoczywa na jego ostatnich dwóch dniach: czwartek przyniesie publikację wskaźników aktywności PMI (w przemyśle i usługach) dla czołowych gospodarek unijnych, za oceanem natomiast dowiemy się, czy promocja tanich dolarów uskuteczniana od kilku miesięcy przez FED spowodowała wreszcie drgnięcie na wtórnym rynku amerykańskich nieruchomości. W piątek poznamy m. in. marcową dynamikę zamówień na dobra trwałe oraz faktyczny wolumen sprzedanych nowych domów (dane z zeszłego tygodnia nie nastrajają optymistycznie co do tego ostatniego odczytu). Nie należy też zapominać o doniesieniach z kulejącej gospodarczo Wielkiej Brytanii. Zapowiada się więc tydzień konsolidacji bądź lekkiej korekty z możliwymi zrywami w reakcji na niespodzianki w raportach finansowych gigantów z USA.
Bartosz Stawiarski
Wealth Solutions