Złoto – przerwa w spadkach

Sierpień 29, 2013
  1. Po dramatycznych spadkach w drugim kwartale, złoto wyraźnie wróciło do łask inwestorów. Na jak długo?

    Od dołka z końca czerwca na poziomie 1179 dolarów za uncję złoto zyskało już ponad 20 proc. Choć od początku roku strata ciągle jest znacząca (-15 proc.), to tempo odrabiania spadków jest imponujące. Niewykluczone, że w najbliższych miesiącach wzrosty będą kontynuowane, jednak nie oznacza to powrotu hossy. Dlaczego inwestorzy ruszyli do zakupów?

    Bezpośrednim impulsem do odbicia był powrót na rynek graczy na kontraktach terminowych, co było motywowane następującymi przesłankami. Po pierwsze tempo wyprzedaży jednostek uczestnictwa funduszy ETF wyraźnie zwolniło. W sierpniu pojawiły się nawet napływy netto. Po drugie niski poziom cen zachęcił do zakupu biżuterii. Popyt w tym segmencie w drugim kwartale wzrósł rok do roku aż o 37 proc. Po trzecie nadal kupowano złoto w Azji. Popyt na sztabki i monety, które cieszą się tam większym powodzeniem niż fundusze inwestycyjne znalazł się na rekordowym poziomie.

    Wygląda więc na to, że rynek na obecnym etapie nie pozwoli, by cena złota utrzymała się na poziomie poniżej 1300 dolarów za uncję. Jednak czym innym jest powstrzymywanie tempa spadków, a czym innym danie impulsu do powrotu hossy. Oczekiwanie od inwestorów azjatyckich tego drugiego byłoby nadmiernym optymizmem.

    Przede wszystkim uważam strategiczne porzucenie złota przez inwestorów z krajów Zachodu za zjawisko trwałe. W ostatnich latach hossy zbyt wiele osób kupiło kruszec. W latach 2008-2012 tylko do funduszy ETF napłynęło prawie 1800 ton złota. Nabywano je z intencją zabezpieczenia środków przed kryzysem i inflacją, które to zjawiska albo już się skończyły, albo nigdy nie miały miejsca. Tymczasem wielu inwestorów kupiło złoto powyżej obecnych cen. Będą więc sprzedawać gdy tylko nadarzy się okazja wyjścia ze złotej inwestycji bez straty. Z kolei koniec hossy (widoczny na wykresach cenowych) i poprawiająca się sytuacja w gospodarce światowej nie zachęca do zamrażania kapitału w złocie. To, że z 2600 ton na koniec grudnia 2012 ubyło w ciągu pół roku ok. 600 ton nie oznacza końca, lecz początek wielkiej wyprzedaży złota przez te fundusze. Spodziewałbym się uszczuplenia zasobów jeszcze o połowę. Dopiero wtedy można by uznać, że sytuacja na rynku ETF-ów się znormalizowała. Ten proces potrwa jeszcze kilka lat.

    Druga sprawa to trwałość popytu w Azji. Gdyby był to przede wszystkim popyt jubilerski, nie byłoby powodów do niepokoju. Chęć do kupowania biżuterii jest tam głęboko zakorzeniona. Nim wzorce konsumpcyjne zmienią się, upodobniając do tych na Zachodzie, minąć może całe pokolenie. Jednak pierwsze skrzypce grają sprzedawcy sztabek i monet. Wzrost w tym segmencie wyniósł rok do roku aż 68 proc. Ponadto duża część biżuterii zapewne także była kupiona ze względów inwestycyjnych. Co to oznacza?

    Z jednej strony akumulowanie złota w celach inwestycyjnych grozi jego szybkim powrotem na rynek, gdy tylko osłabi się koniunktura. Z drugiej popyt ten może zupełnie zniknąć, gdy ustanie działanie czynników, które go napędzają. Do tych ostatnich należą przede wszystkim niedorozwój lokalnych rynków finansowych (m. in. Chiny) oraz słabość lokalnych walut (m. in. Indie). Globalizacja rynków finansowych postępuje, w szczególności nowe chińskie władze rozważają rozluźnienie represji finansowej, która każe inwestować Chińczykom w złoto. Z drugiej strony nowy szef banku centralnego Indii Raghuram Rajan (bardzo szanowany konserwatywny ekonomista) – wedle mojej oceny – podoła czekającemu go zadaniu i zahamuje upadek indyjskiej rupii. Jednocześnie dalszy wzrost ceł na złoto w tym kraju do 10 proc. znacząco zmniejsza atrakcyjność żółtego metalu jako lokaty kapitału.

    Ważnym elementem złotej układanki są oczywiście banki centralne. W drugim kwartale tego roku zakupy z ich strony były najniższe od dwóch lat. Widać, że instytucje te są wrażliwe na trendy cenowe i napływające ze świata wiadomości. Ostra korekta na rynku w połączeniu z uspokojeniem sytuacji w strefie euro skłoniła część z nich co najmniej do odłożenia zakupów. Na pewno zaniepokojenie wzbudził fakt, że przecenie złota towarzyszyło osłabienie krajowych walut. Stawia to pod znakiem zapytania trzymanie znaczącej części rezerw walutowych w kruszcu, może się bowiem okazać, że wtedy, gdy będą najbardziej potrzebne, będą jednocześnie najmniej warte. Jeszcze nie mówi się o powrocie do sprzedaży złota przez kraje rozwinięte, choć jest to, moim zdaniem, jedynie kwestia dwóch-trzech lat.

    To wszystko oczywiście nie oznacza, że na tym, co widzimy od połowy sierpnia odbicie na rynku złota się skończy. Dojście do poziomu 1500 dolarów za uncję na jesieni jest całkiem prawdopodobne, zwłaszcza wobec ciekawej sytuacji na srebrze czy szykującej się interwencji w Syrii. Nie liczyłbym jednak na większe zwyżki, zwłaszcza jeżeli Fed zgodnie z prognozami zacznie zacieśniać politykę pieniężną. Wiążący się z tym wzrost długoterminowych stóp procentowych przyniesie pod koniec roku kolejną przecenę złota, każącą zapomnieć o powrocie hossy.

    Maciej Bitner
    Główny Ekonomista Wealth Solutions