Inwestorzy nawykli przez lata do hossy na rynku surowcowym z trudem przyjmują obecną sytuację na rynku metali. Mimo stopniowego wychodzenia świata z kryzysu, nowych rekordów na Wall Street i ciągle sporego apetytu Chińczyków, poprawy koniunktury nie widać. Patrząc na wykresy cenowe, wygląda na to, że hossa skończyła się ostatecznie w 2011 roku i teraz czekają nas lata bessy. Czy rzeczywiście nie ma już w średnim terminie nadziei na powrót do wzrostów?
2013 r. zapewne zapisze się w historii rynków towarowych bardzo słabo. Poza ropą naftową WTI, która zrównała się już niemal ceną ropy Brent, niewiele popularnych wśród inwestorów surowców pozwoliło jak dotąd zarobić. Obok towarów rolnych, które traciły ze względu na zapowiadające się, zwłaszcza w USA, obfite zbiory, głównym przegranym były metale. Najwięcej straciło srebro, bo aż 35 proc. Tuż za nim plasuje się złoto z wynikiem -23 proc. Straty przyniosły też inwestorom miedź (-13,5 proc.) oraz platyna (-7,5 proc.). Minimalny zarobek przyniósł pallad z wynikiem 2 proc. Dlaczego metale tracą na wartości?
Głównym powodem jest – ogólnie mówiąc – pogarszający się bilans popytu i podaży. Znaczące wzrosty cen trwające z przerwami od mniej więcej 2002 r. spotkały się w końcu z odpowiedzią producentów, którzy zwiększyli wydobycie. Najsilniej mechanizm ten zadziałał w przypadku miedzi, srebra i złota, których produkcja znalazła się na rekordowych poziomach. Nie udało się doprowadzić do wzrostu wydobycia platyny i palladu – to główny powód, dla którego spadki tych dwóch surowców były w ostatnich miesiącach niższe.
Sytuacja na rynku metali w tym roku jest bowiem w znacznym stopniu kontynuacją tego, co dzieje się od końca hossy. Jeżeli popatrzymy na dynamikę spadków od szczytu z 2011 do chwili obecnej, to także najgorzej wypadają srebro (-61 proc.) i złoto (-33 proc.). Tuż za nimi jest miedź (-32 proc.) a dalej dopiero platyna i pallad (odpowiednio -25 proc. i -16 porc.). Na dłuższą metę żaden wymieniony metal nie obronił się przed spadkami. Na wszystkie bowiem zadziałał czynnik popytowy związany z faktem, że ożywienie, które przyszło po recesji z 2009 r. było mocno rozczarowujące. Nie odbudował się do przedkryzysowych poziomów popyt na biżuterię czy katalizatory samochodowe, do których produkcji używa się platynę i pallad.
Zapotrzebowanie na miedź wprawdzie rosło, ale przede wszystkim w Chinach, które konsumują 40 proc. tego surowca. Połowa chińskiego popytu to jednak branża budowlana, która już zaczyna mieć kłopoty w związku ze spowolnieniem wzrostu gospodarczego w Państwie Środka. Jeśli nowe władze będą kontynuowały reformy, to – moim zdaniem – jest to dopiero początek spadków zamówień na nowe projekty infrastrukturalne. Goldman Sachs, który znacząco ostatnio obniżył swoje prognozy ceny miedzi poniżej bieżącej ceny rynkowej, ciągle zakłada 5 proc. tempo wzrostu popytu w Chinach w kolejnych latach, co uważam za dużą przesadę. Jednocześnie, w odróżnieniu od produkcji złota czy platyny, wydobycie miedzi ciągle będzie opłacalne nawet gdy ceny spadną o dalsze kilkanaście procent. Z tego powodu nie stawiałbym na poprawę miedziowej koniunktury zbyt prędko.
Największą nadzieję pokładałbym w platynie i palladzie. Choć na żadnym z tych surowców nie widać jeszcze hossy, gdyż ciąży im taniejące złoto oraz słaby popyt na samochody w Europie, to mogą one wkrótce wzbudzić spore zainteresowanie inwestorów. Zachowanie cen tych kruszców w ostatnich dwóch latach może być bowiem zinterpretowane w ten sposób, że okazały się one bardziej bezpieczną przystanią niż złoto. Widać to w przepływach środków do funduszy ETF kupujących fizyczne metale. O ile z funduszy złotych i srebrnych uciekano wręcz panicznie, to fundusze platynowe i palladowe cieszyły się nawet niewielkim napływem środków. Mimo, że większym zainteresowaniem inwestorów w ostatnich miesiącach cieszyła się platyna, wskazałbym pallad jako mający dużo lepszą długoterminową przyszłość surowiec.
Pallad jest ciągle znacznie tańszy od platyny, choć jest niemal równie rzadki. Jego zastosowania są podobne. Katalizaotory samochodowe, które odpowiadają za ok. 80 proc. zużycia palladu są ciągle bardzo rozwojowym segmentem zgłasza na rynkach wschodzących, gdzie normy spalin będą zbliżać się do europejskich. Ze względu na niższą cenę pallad zdominował już katalizatory do silników benzynowych. W katalizatorach do silników diesla, popularnych głównie na dojrzałym rynku europejskim, wciąż używa się sporo platyny, ale i tu trwa powolna, choć chyba nieuchronna substytucja. Niestety niezbyt przyjęła się – jak na razie – biżuteria z palladu. Jest to w dużej mierze kwestia ceny – najtańszego z trzech surowców (złoto, platyna i pallad – srebro to inna cenowa liga) po prostu nie kupuje się na pierścionek czy naszyjnik tak chętnie. Gdy pallad odpowiednio zdrożeje, moda na niego może się pojawić.
Poza palladem trudno byłoby mi wskazać jakiś metal, który obecnie ma potencjał wzrostowy. Obstawianie krótkich pozycji trudno jednak doradzać, gdyż gwałtownych wzrostów cen, szczególnie przejściowych, nie da się na rynku surowców wykluczyć. Strajki górników, gromadzenie zapasów przez rządy czy wprowadzenie ceł eksportowych na mało stosunkowo płynnym i ściśle dopasowanym rynku mogą sporo namieszać.
Maciej Bitner
Główny Ekonomista Wealth Solutions