Na kryzys: gwarancja kapitału

Październik 14, 2008
  1. W czasach, gdy inwestorzy w kilka miesięcy tracą na giełdach połowę kapitału szczególnej wartości nabiera gwarancja zwrotu wpłaconych środków. Choćby nawet odległa w czasie. Idea jest prosta: zostawiamy sobie szansę na zysk powyżej bankowego depozytu ale jednocześnie zabezpieczamy swoje oszczędności przed dramatyczną erozją. Jak to może działać w praktyce? Pokażmy to na przykładzie.

    Rok temu Pan X zainwestował w fundusz BRIC, a więc w akcje spółek z Brazylii, Rosji, Indii i Chin. Podobnie jak wielu analityków, Pan X wierzył, że zarobi szybko i dużo. Niestety od 6 września 2007 do 10 października 2008 fundusz stracił już  53 proc. Warto dodać, że Pan X kupił jednostki funduszu w dolarach w czasie gdy jeden dolar kosztował 2,79 zł. Dzisiaj za amerykańską walutę płaci się ok. 2,60 zł – Pan X stracił więc nie tylko na spadku funduszu ale także na kursie. Mogło być gorzej. Gdyby Pan X wszedł do funduszu 31 października 2007 wówczas strata w przeliczeniu na złotówki sięgnęłaby nawet 60 proc. Odrobienie takiego spadku wymaga już ponad 100 proc. wzrostu aktywów, które pozostały po przecenie. I to przy założeniu, że dolar ponownie nie spadnie do poziomów sprzed kilku miesięcy (niewiele ponad 2 zł).

    Spójrzmy teraz na Pana Y. Podobnie jak Pan X, rok temu zdecydował się na inwestycję w BRIC. Wybrał jednak inne rozwiązanie – 6-letni fundusz zamknięty, który z jednej strony zapewniał mu udział we wzroście akcji spółek Brazylii, Rosji, Indii i Chin, ale jednocześnie dawał gwarancję zwrotu kapitału na koniec okresu inwestycji. Pan Y w rzeczywistości zainwestował większość swojego kapitału w bezpieczne obligacje, a jedynie niewielką część w ryzykowny instrument finansowy jakim jest opcja. To dzięki opcji uzyskał prawo do ewentualnego zysku z akcji BRIC. Dodajmy, że inwestycja Pana Y denominowana jest w złotówkach – inwestor nie ponosi więc ryzyka kursowego.

    W jakiej sytuacji jest teraz Pan Y? Oczywiście opcja, którą instytucja finansowa „wmontowała” w fundusz ma dzisiaj mniejszą wartość – akcje firm z regionu BRIC silnie potaniały. Fundusz będzie jednak działał jeszcze przez 5 lat a rynki wschodzące mogą w tym czasie odrobić straty. Pan Y może więc poczekać. Ale ma też możliwość wycofania swoich środków dzisiaj. Poniesie wówczas stratę jedynie rzędu 10 proc – jego kapitał w dużym stopniu zabezpieczają obligacje. Mimo znaczących spadków na giełdach ma szansę wycofać swoje pieniądze z akceptowalną stratą. W przeciwieństwie do Pana X, który musiałby pożegnać się z połową kapitału.

    W czasach tak ogromnej niepewności produkty z gwarancją kapitału mają niezaprzeczalne zalety. Inwestując na 3 czy 4 lata mamy oczywiście pewność odzyskania tego co wpłaciliśmy. Ponieważ jednak nasza inwestycja opiera się w dużym stopniu o obligacje, także w trakcie jej trwania nie jesteśmy narażeni na dramatyczne wahania. Jeśli źle obstawimy rynkowy scenariusz – a to zdarza się najlepszym inwestorom – wówczas możemy wycofać się ze stratami, które są możliwe do zaakceptowania.

    Dla przykładu, w przypadku 4-letniej inwestycji skonstruowanej tak, by zapewniała 100-proc. gwarancję kapitału, z jednej strony możemy mieć szansę na wysoki zysk, a jednocześnie praktycznie nie mamy ryzyka straty wyższej niż 25-30 proc. – część obligacyjna stabilizuje nasz wynik. Inwestując bez ochrony kapitału musimy się liczyć ze stratą rzędu 60 czy 70 proc., która w praktyce jest bardzo trudna do odrobienia nawet w perspektywie wielu lat.

    Więcej informacji: pr@wealth.pl