Prosty test na istnienie bańki spekulacyjnej

Październik 22, 2009
  1. Fenomen bańki spekulacyjnej jest równie ponadczasowy jak motywy antyczne w literaturze. Niezależnie od przedmiotu wyceny na tej formacji można się dorobić fortuny pod warunkiem wyjścia z inwestycji przed pęknięciem bańki. Potem czyhają już tylko lawinowe straty, często niepowetowane przez długie lata. Bąble tworzyły się i pękały. Powstawać a następnie pękać nadal będą, gdyż ich istnienie nierozerwalnie związane jest ze stanem zbiorowych emocji, mających cykliczną przypadłość podążania w tym samym kierunku. W atmosferze coraz bardziej rozchwianych rynków finansowych warto sobie wyrobić jakieś proste, intuicyjne wręcz narzędzie detekcji tego zjawiska.

    Rynki poruszają się w wieloletnich cyklach od skrajnego przewartościowania do niebywałego niedoszacowania – to truizm. Nie jest zbyt wielką sztuką zdiagnozować stan znacznego niedopasowania wycen aktywów do ich fundamentów, gdyż ten proces odrywania ciągnie się miesiącami lub kwartałami. Wydawałoby się zatem, że pozostaje wystarczająco duży horyzont czasowy na trzeźwą ocenę sytuacji i „skrojenie” pod nią swoich dokonań inwestycyjnych: sprzedać zawczasu przed dłuższymi spadkami bądź zakupić u schyłku bessy pośród ogólnej niewiary w lepsze jutro. Jednakże niezmiennie pękające bańki zbierają krwawe żniwo, gdyż niczym wir wciągają niemal u swojego kresu rozgorączkowane tłumy, tak jakby hipnoza opanowywała całe zbiorowości niezależnie od ich wykształcenia, narodowości czy statusu materialnego. Potem następuje załamanie bądź krach, cały kramik z bogactwem się rozpływa pozostawiając nagie tłumy niczym po przedstawieniu magiczno-demonicznego teatru w powieści Bułhakowa.

    Jak się te rozważania mają do dzisiejszej kondycji giełd światowych i przede wszystkim realnych gospodarek? Od przynajmniej kilku tygodni coraz bardziej nasuwa się wniosek, że właśnie parkiety i faktyczna sfera makroekonomiczna rozjechały się tworząc dwa różne światy. Nieugięte parcie cen akcji i surowców w górę nijak się ma do ciągle zalegających chmur kryzysu i recesji. Wmawia się wszem i wobec triumfalne pokonanie dekoniunktury, mamiąc naiwnych wizją recesji typu V. Słyszy się coraz częstsze zaklinanie korekty (należnej de facto od dawna), a to tylko przedłuża wspinanie się rynków po swoistej „ścianie strachu”.

    Tu dochodzimy do sedna poruszanej sprawy. Można pokusić się o stworzenie testu – psychologicznego nie statystycznego – na to czy rynki podlegają reżimowi bańki spekulacyjnej (niezależnie od stadium jej zaawansowania). Mianowicie nie jest naturalna, ani żadnego wytłumaczenia ekonomicznego nie znajduje sytuacja, w której równolegle i przez długi czas drożeją aktywa praktycznie każdej kategorii. W normalnej gospodarce aprecjacja jednej grupy aktywów racjonalnie wyklucza wzrost cen innych. Przykładowo, nikomu nie trzeba tłumaczyć, że pompowanie cen surowców przemysłowych docelowo zarzyna rozwój gospodarczy, a w przypadku panującej recesji ją pogłębia grożąc stagflacją wymagającą wieloletniej, bolesnej kuracji. Szybujące ceny paliw czy metali obciążają rachunki odbiorców końcowych (konsumentów i tak dotknęło już rosnące bezrobocie), destabilizując sytuację monetarną i ciągnąc w dół całą gospodarkę.

    Przytoczmy bieżące konkrety. Od wiosny systematycznie zwyżkuje kluczowa para walutowa czyli EURUSD. Rozdawnictwo publicznych pieniędzy i zerowe (przynajmniej na papierze, bo tak się upiera FED) stopy dolarowe robią swoje: zamiast faktycznego wzrostu produktywności kreuje się papierkowe fatamorgany bogactwa, odraczając egzekucję na chorym systemie o kolejnych kilka lat (karencje te są coraz krótsze…). Psuty niemiłosiernie dolar stanowi pożywkę dla wszechstronnej spekulacji lewarowanej łatwym kredytem. Tak oto odradza się proceder carry-trade, przy czym wcześniej za walutę bazową służył jen, obecnie USD.

    Wraz z szybującym kursem EURUSD rosną bez wytchnienia od ponad pół roku wszystkie giełdy akcji – niekiedy o ponad 100 proc. (Rosja, Brazylia, Turcja). Z nawiązką podwoiły swoje wyceny miedź, ołów, ropa naftowa. Panuje bardzo wysoka dodatnia korelacja pomiędzy stopami zwrotu z różnorakich klas aktywów, dowodząc panowania na rynkach anormalnej asymetrii. Na tej fali drożeją walory europejskich gigantów o mocnej ekspozycji eksportowej, choć logice przeczy drogie względem dolara euro. Pompuje się nowe bańki na rynkach wschodzących na skutek ponownego przedawkowywania ryzyka.

    To są objawy niezdrowe i świadczące o przebywaniu rynków w „bubble territory”. Nowe rekordy bije złoto, co w historii bywało zwiastunem niemałych kłopotów. Mocnym dowodem przesadnego zdyskontowania przez giełdy przyszłego ożywienia będzie brak pozytywnej reakcji na dobre informacje z realnej gospodarki, zatem paliwo do wzrostów się definitywnie wyczerpie.

    Zjawisko gigantycznej bańki znamy zaledwie sprzed paru lat i wiemy czym się ono skończyło: potężna hossa z lat 2003-2007 napędzana tanim pieniądzem japońskim i amerykańskim, strzeliste wykresy cen surowców, hiperbole na indeksach giełd emerging markets, przewartościowane lokalne waluty. Szybował kurs USDJPY oraz EURUSD. Nakryły się na to wszystko bezprecedensowe wzrosty cen nieruchomości – ten czynnik obecnie odpadł i to na bardzo długo. Podobnie jak teraz, podczas minionej hossy też wystąpiły symultaniczne, acz pozbawione kalkulacji ekonomicznej zwyżki wszystkich klas aktywów. Rynki giełdowe stały się siedliskami monstrualnych baniek spekulacyjnych, które według nieugiętych prawideł pękły z hukiem adekwatnym do ich rozmiarów.

    Doświadczenie lat 2007 i 2008 uczy, że taki cukierkowy krajobraz nieskrępowanych wzrostów kończy się traumatycznymi wyprzedażami o dynamice dalece silniejszej niż długo pęczniejące zwyżki. Papierowe bogactwa zbudowane na zdradliwych piaskach nieodpowiedzialnie luźnej polityki monetarnej sypią się w przeciągu kilku miesięcy. Nieuchronnie następuje dostosowanie wycen do realiów i po załamaniu relacje między cenami aktywów stają się bardziej racjonalne. Dlatego lepiej zawczasu włączyć zdrowy rozsądek, uruchomić wyobraźnię, przeanalizować czy opisane zjawisko ma miejsce i ewentualnie od jak dawna ono trwa. W przeciwnym razie na ewakuację może być za późno, a lekcje z przeszłości ponownie pójdą w las.

    Bartosz Stawiarski