Co dalej ze strukturami

Listopad 5, 2009
  1. Media jak na komendę rzuciły się ostatnio do podsumowywania wyników produktów strukturyzowanych. Dziennikarze podeszli do tematu jednostronnie i w większości przypadków dramatycznie uprościli swoje przekaz (a czasem, jak w przypadku Polityki o której piszę tutaj, dopuścili się „błędów i wypaczeń”). Mimo że reprezentuję firmę żyjącą ze sprzedaży między innymi produktów strukturyzowanych (i z założenia powinienem być stronniczy) chciałbym rzucić kilka uwag „chłodnym okiem”. Ocenę ich obiektywizmu pozostawiam czytelnikom.

    Polski rynek struktur będzie się rozwijał chociaż zapewne już nie w takim tempie jak w ostatnich dwóch latach. Gdy giełda zaczyna rosnąć inwestorzy zapominają o ryzyku i chcą zarabiać szybko i dużo. Trzeba jasno przyznać że dostępne na rynku struktury im tego nie zapewnią. Z reguły są to rozwiązania kilkuletnie chroniące cały kapitał (lub jego zdecydowaną większość), a wówczas potencjał zysku jest ograniczony.

    Jeśli ktoś jest pewny że giełda wzrośnie w najbliższych latach o kolejne 100 czy 200 procent (i wie na pewno że nie spadnie) to prawdopodobnie żaden szeroko dystrybuowany produkt strukturyzowany takiego zysku mu nie zapewni. Struktury nie są dla tych inwestorów którzy wiedzą co będzie w przyszłości. Za gwarancję zwrotu całego kapitału – w razie niepowiedzenia scenariusza który obstawiamy na początku inwestycji – trzeba płacić „podatkiem” od ewentualnego zysku. Ograniczenie ryzyka kosztuje.

    Zapomina się też często, że inwestor kupując strukturę nie wkłada pieniędzy do czarnej skrzynki (choć to może się zdarzać – o tym niżej), lecz obstawia jakiś scenariusz. Jeśli zagrał na wzrost giełdy chińskiej a owa giełda spadła, wówczas, na koniec będzie się cieszył, że do inwestycji wykorzystał strukturę, która zwróciła cały kapitał, a nie fundusz w który przyniósłby stratę. To co nie jest zaskoczeniem dla inwestorów bywa dziwne i bulwersujące dla autorów publikacji podsumowujących wyniki zakończonych struktur.

    Polski rynek struktur powinien się znormalizować – dorównać do europejskich standardów. Przede wszystkim produktów powinno być zdecydowanie więcej. Nie widzę powodu żeby duży bank, który ma potencjał uruchamiania kilku czy kilkunastu produktów miesięcznie, oferował ciągle taką samą strategię. Oczywiście to łatwiejsze operacyjnie czy marketingowo. Ale siłą struktur jest różnorodność i nieograniczone możliwości. Dzięki tej różnorodności w Niemczech (gdzie w ciągu roku jest nie kilkaset jak w Polsce, ale kilkaset tysięcy ofert na rynku) bez problemu znajdziemy produkty które dały wysokie zyski na spadkach w 2008 roku czy pozwoliły “zlewarować” tegoroczne wzrosty i w efekcie dały zarobić więcej niż wzrosła giełda. U nas takich hitów nie było.

    Polskie instytucje finansowe (przede wszystkim banki, bo one mają największy potencjał) zamiast przestawiać się teraz naprędce na sprzedaż funduszy powinny rozbudować zespoły ludzi odpowiedzialnych za ofertę struktur, tak, by per saldo oferta rynkowa dla klientów mogła być znacznie szersza. Zamiast robić wielki szum wokół tego że bank X sprzedaje jedną strukturę na kwartał warto po prostu poszerzać ofertę i dawać wybór.

    W mojej ocenie zbyt wiele produktów zostało opartych o wyrafinowane strategie opracowywane przez zagraniczne banki – oparte o różnorodne aktywa, wzbogacone o mechanizmy zmiennej alokacji itp. Część z nich zadziała część nie, jednak większość jest niezrozumiała dla nabywców, a to nigdy nie jest dobre.

    Sporo pojawiło sie też produktów “przekombinowanych” jeśli chodzi o sposób wyliczenia zysku. Mimo wiec że były oparte o powszechnie znane aktywa takie jak WIG20 czy złoto to jednak sposób w jaki ich wynik zależy od notowań tych aktywów jest mało przyjazny albo po prostu mało atrakcyjny.

    W obu przypadkach końcowym efektem może być zaskoczony inwestor, któremu wydaje się że obstawił określony scenariusz a w rzeczywistości mechanizm jest inny. Na to trudno już szukać usprawiedliwienia – inwestor musi wiedzieć co kupuje. A polski inwestor jednak nie jest jeszcze przygotowany na nowinki ze światowego rynku struktur – tym bardziej, że nie wszystkie te „wynalazki” udane.

    To są typowe „choroby wieku dziecięcego” jeśli chodzi o polski rynek struktur.

    Teraz czas na możliwie proste produkty, które zbudują mainstream oferty rynkowej. W tym oczywiście takie produkty gdzie kapitał nie jest gwarantowany w pełni ale np. 80 procentach czy nawet wcale (tak jak w produktach strukturyzowanych notowanych na giełdzie). I wtedy wyniki zakończonych struktur nie będą oscylować wokół kilku procent rocznie ale znajdą się w szerokich widełkach – od wysokich strat do wysokich zysków. Co ważne, dzięki nieporównanie większym możliwościom zyski pojawią się także wówczas, gdy tracić będę standardowe fundusze inwestycyjne, które między sobą różnią się głównie nazwami.

    Struktury nie zasługują ani na euforię i bezkrytyczne uwielbienie klientów ani na totalną krytykę. Powinny po prostu znaleźć stabilne miejsce na rynku, bo jest to w interesie inwestorów. Struktury to bardzo dobry sposób “podłączenia” swojego portfela pod różnego rodzaju aktywa, w inny sposób trudno dostępne. Jednocześnie sposób pozwalający na kontrolę ryzyka czyli określenie maksymalnej możliwej straty.

    Jeśli chodzi o wyniki struktur kończących się obecnie warto sobie zdać sprawę z kilku faktów:

    1.  Wysyp struktur w Polsce to głównie ostatnie 2-3 lata, a ten okres to jednocześnie czas dramatycznych spadków wielu instrumentów finansowych. Wyniki struktur nie biorą się z powietrza – zależą od notowań akcji, surowców czy walut. W efekcie wiele struktur zwróci “jedynie” lub “aż” cały kapitał.

    2. Niezbyt uczciwe jest porównywanie struktur do lokat bankowych (”w tym czasie mogłem zarobić 5% rocznie”). Przede wszystkim dlatego że klienci którzy wybrali struktury 2-3 lata temu nigdy nie wpłaciliby pieniędzy na lokatę. Dla nich alternatywą były fundusze akcji czy surowców, a te przyniosły straty. Jeśli będziemy porównywać struktury do lokat w czasie bessy i do agresywnych funduszy w czasie hossy (szczególnie jeśli za hossę uznaje się 6 miesięcy wzrostów) to rzeczywiście struktury mają niewielkie szanse. Przy odpowiednio szerokiej i zróżnicowanej ofercie zawsze znajdą się hity, w przeciwieństwie np. do funduszy akcji które w czasie bessy gremialnie tracą.

    3. Mało sprawiedliwe jest też odejmowanie inflacji tylko od wyników struktur. Inflacja podgryza po równo wszystkie inwestycje. A nie widziałem informacji o tym że fundusz akcji stracił np. 30 procent ale realnie, po uwzględnieniu inflacji stracił 40.

    4. Z tekstów podsumowujących wyniki struktur można wysnuć wniosek, że lepiej jest stracić 30 czy 40 procent niż, po okresie głębokich spadków, odzyskać kapitał (mimo że zainwestowało się w produkt na wzrost np. WIG20 czy ropy). Wykrzyknikami okraszane są przez autorów stwierdzenia typu: „połowa struktur nie przyniosła inwestorom ani grosza”. To jak w takim razie autor tekstu powinien „wybić” informację o tym że wszystkie fundusze inwestycyjne danej kategorii straciły? No tak, to już nie jest sensacja, bo fundusze są jako tako rozumiane przez dziennikarzy – wiadomo, że raz tracą, raz zyskują. Struktury nadal są (i pewnie przez wiele osób, także dziennikarzy będą) traktowane jako czarna skrzynka która ma zarobić. Szczytem takiego podejścia był tekst który pojawił się w ubiegłym roku w Parkiecie o tym że „struktury notowane na giełdzie miały zarabiać a tracą”. Dodam że chodziło o produkty które wiernie, jeden do jednego, śledzą ruchy WIG20 i inne regionalne indeksy giełdowe. Jak widać nawet najprostsza struktura to jednak “tajemnicza struktura”, która zawsze powinna zarabiać. A jaki scenariusz “ostawia”? To już nie ma znaczenia i nie może być żadnym usprawiedliwieniem.

    Maciej Kossowski